Atlas Szewczyk
Najlepiej mi pośrodku

młody mężczyzna w okularach, trzymający w dłoniach okrągłą lampę - grafika rozmowy
Atlas Szewczyk, fot. Grzegorz Dembiński
Atlas Szewczyk
Najlepiej mi pośrodku

Dziwnie jest być po drugiej stronie.

To znaczy?

Jestem studentem etnologii, więc to ja zwykle zadaję ludziom pytania, przeprowadzam wywiady, przygotowuję kwestionariusze. Kończę w tym roku przedłużone nieco studia licencjackie na UAM.

Dlaczego wybrałeś etnologię?

Wydawała mi się najbardziej interesująca i obszerna, uwzględniająca i psychologię, i socjologię, i antropologię, i historię. Wszystko to było bardzo zachęcające i muszę powiedzieć, że się nie rozczarowałem. Tym bardziej że miałem też bardzo fajne zajęcia z gender z profesor Agatą Stanisz i to wtedy, kiedy w Teatrze Polskim grałem w queerowym spektaklu Kolorowe sny, więc zaprosiłem panią profesor, by go zobaczyła. Bardzo jej się podobało.

Nie chciałeś iść na żadne artystyczne studia?

Nie, bo artystyczne szkoły kojarzą mi się z tym, że trzeba tam tworzyć typowo akademickie rzeczy, a ja nie jestem tym zainteresowany. Jestem bardziej typem samouka, który ma swój styl i chce go rozwijać. Nie potrafiłbym tworzyć pod kogoś innego.

Studia etnologiczne planujesz kontynuować?

Planuję i chcę się podczas nich zajmować tym, czym zajmuję się praktycznie poza studiami, czyli tatuażem. Moja praca licencjacka właśnie temu jest poświęcona - zawodowi tatuażysty. Temat mi bardzo bliski i jednocześnie będący wyzwaniem, jeśli chodzi o materiały naukowe, bo jest ich niewiele, bibliografia jest naprawdę skromna. W pracy licencjackiej interesuje mnie tatuażysta jako artysta, profesjonalista i rzemieślnik, choć nie ukrywam, że badanie i pisanie o grupie, której jest się częścią, to wyzwanie, najbardziej pod kątem obiektywności. Muszę pilnować, żeby praca była jak najbardziej rzetelna.

Kiedy się zaczęło twoje zainteresowanie tatuażami?

W dzieciństwie. Najpierw to było oczywiście tylko rysowanie, a potem, chyba przez dziesięć lat, robienie tatuaży z henny, głównie dla znajomych, którzy przychodzili do mnie i mówili, że chcą smoka albo kota, albo jeszcze coś innego. Tą drogą doszedłem do robienia tatuaży stałych, zacząłem chodzić na branżowe konwenty i tak wnikałem coraz bardziej w ten świat. Od początku zeszłego roku jestem już, można powiedzieć, w stu procentach w tym zawodzie. W końcu znalazłem studio, w którym mogę praktykować.

Trudne jest wejście w tę branżę?

Bardzo, co spowodowała między innymi pandemia, bo wiele osób zaczęło kupować maszynki w internecie i tatuować w domu, co, jak się domyślasz, bardzo popsuło rynek. Ale nawet pomijając to, niezwykle trudno jest wejść w ten zawód, trzeba być cierpliwym, również w zdobywaniu klientów, bo ci mają już swoich tatuatorów albo szukają kogoś, kto im zrobi coś jak najtaniej. W moim przypadku trzeba też wziąć pod uwagę to, że jestem osobą queerową.

A jakie to ma znacznie?

Takie, że większość środowiska tatuatorów jest, wbrew pozorom, konserwatywna. Rządzą nim głównie hetero cismężczyźni, więc kobiety również nie mają łatwo. Wszystko to powoduje, że osoby LGBT w tej branży często się maskują. Sam nie wiedziałem, będąc osobą niebinarną, jaka będzie reakcja na mnie, trochę się jej obawiałem. W Mucha Studio, w którym jestem, osoby tam pracujące same mnie w końcu zapytały, jak to jest u mnie z zaimkami, co było w sumie bardzo miłe i pokazywało, że coś się w tym środowisku zmienia jednak na lepsze. Nie tylko w Polsce, ale i poza nią, gdzie funkcjonuje nawet pojęcie queerowego tatuażu i jego rozbudowana symbolika, na przykład ćmy, jak czytałem, są bardzo popularne wśród osób biseksualnych.

Media społecznościowe pomagają?

Portfolio w mediach społecznościowych ma duże znaczenie i je również mam, choć przyznaję, że utrzymywanie socjali mnie męczy i kosztuje dużo pracy, ale nie ma wyjścia. Dzisiaj inaczej się nie da. Dzięki temu ludzie dowiadują się o mojej pracy i mogą się przez media społecznościowe odezwać jako potencjalne osoby klienckie. Gorzej, gdy ktoś wysyła mi gotowy projekt z Pinteresta, wtedy staram się negocjować - zachęcam do obejrzenia tego, co robię i jak robię. Najbardziej interesują mnie tatuaże kolorowe, oldschoolowe. Są też rzeczy, których nie robię, na przykład tatuaże realistyczne, choć na początku drogi odmawianie jest szalenie trudne, bo chodzi o to, żeby jak najwięcej tatuować.

Trudno jest osobie dopiero zaczynającej pracę w zawodzie namówić kogoś na tatuaż?

Nie jest to łatwe, ale od czegoś trzeba zacząć i odważni się znajdują, nieraz też ze względu na cenę. Ale zacząłem oczywiście nie od żywego człowieka, ale od sztucznej skóry. W projektach pomaga dzisiaj oczywiście tablet, gdzie powstają wszelkie pomysły. Tworzę, szkicuję na nim po kilka godzin dziennie. Praktyka, jak wiadomo, czyni mistrza. Sam widzę, że to, co robię, jest coraz lepsze, i widzą to też osoby klienckie.

Powiedziałeś, że ekipa ze studia sama zapytała cię o twoją queerowość. Ona jest ukryta?

Nie, ale wchodząc do studia, na teren niepewny, którego jeszcze nie znałem, byłem ostrożny. Nie wiedziałem, jaka będzie reakcja, a bardzo mi zależało na praktyce tam. Te moje obawy były, jak się okazało, niepotrzebne, bo szybko zauważono, że mam w mediach społecznościowych zaznaczone zaimki oni/ich. Wtedy dopiero zszedł ze mnie cały ten stres, a między nami pojawiło się więcej rozmów o queerowości, co jest bardzo fajne. Szczególnie że, jak wspomniałem, nie brakuje w tej branży homofobii. To wcale nie jest taki otwarty, kolorowy i tolerancyjny świat, szczególnie w Polsce.

Jesteś rodowitym, poznańskim queerem?

Tak, jestem urodzoną i wychowaną w Poznaniu osobą queerową. Od kiedy pamiętam, byłem inny. Już na podwórku, w dzieciństwie, słyszałem pytania: Dlaczego dziewczynka nosi spodnie ze Spidermanem. Nie bardzo je rozumiałem. Nosiłem je, bo mi się podobały. Nosiłem je, bo tak chciałem. Ale takich pytań było coraz więcej, szczególnie w okresie dojrzewania, kiedy nie znałem jeszcze wszystkich queerowych pojęć i możliwych tożsamości. Dopiero w liceum, a tak naprawdę na studiach zacząłem je poznawać wraz z kolejnymi queerowymi osobami. Wtedy zdałem sobie sprawę, że jestem osobą niebinarną, która preferuje, by nie mówić do niej w rodzaju żeńskim, tylko męskim lub oni/ich.

Jak to widzi rodzina?

W rodzinie generalnie nie rozmawiało się o tematach trudnych, więc moja queerowość była swego rodzaju tabu. Przestano mi kupować lalki dopiero, kiedy się okazało, że wszystkie mają pourywane głowy. Wtedy zacząłem dostawać samochody i dinozaury, czyli coś, co mnie najbardziej interesowało. Nikt mnie w domu nie pytał, jaką mam tożsamość, jakie zaimki mnie najlepiej określają.

A jak było z ubraniami?

Słyszałem co jakiś czas, jak pięknie bym wyglądał w spódniczce, ale na mnie to nie działało. Miałem za to długie włosy do pasa, które ściąłem w ostatniej klasie gimnazjum. Fryzjerka, pamiętam, była załamana, a ja szczęśliwy. Tym bardziej że oddałem włosy na Fundację Rak'n'Roll.

To był bunt?

Trochę pewnie tak, ale największy nadszedł dość późno, bo dopiero kiedy, zaczynając studia, wyprowadziłem się z domu rodzinnego. Aktualnie utrzymuję kontakt tylko z siostrą, która zresztą też zrobiła coming out - jest osobą transpłciową. A wyprowadzka była spowodowana nie tyle nawet nieakceptowaniem przez rodziców mojej niebinarności, co generalnym brakiem akceptacji.

Myślisz, że się coś zmieni w waszej relacji rodzinnej?

Nie. Mam za sobą próbę odnowy kontaktu, ale okazała się niestety nieudana.

Jesteś na pierwszy rzut oka malowanym ptakiem, postacią bardzo kolorową. Jak to wpływa na twoje codzienne funkcjonowanie?

To się przez lata zmieniało, bo kiedy chodziłem do szkoły, obowiązywały mundurki i wszyscy wyglądali tak samo. Pstrokacić się mogłem właściwie tylko w domu, dla siebie. Myślałem zresztą, że wszyscy tak robią - że się kolorowo ubierają, malują, mają kolczyki i tatuaże.

Jak odnajdujesz się na studiach jako osoba niebinarna?

Pełne wyjście z szafy nastąpiło stosunkowo niedawno, więc można powiedzieć, że ten proces trwa. Mocnym kopem był na pewno wspomniany spektakl Kolorowe sny. Jego przyjęcie było generalnie fajne. Jedna z moich ulubionych pań profesorek opublikowała nawet miły post, że mamy osobę aktorską na naszym kierunku, która gra w spektaklu w Teatrze Polskim. Bardzo mi się zrobiło ciepło na sercu. Takie rzeczy mają duże znaczenie. Danych w USOS-ie jeszcze sobie nie zmieniłem, jest tam nadal imię żeńskie, ale funkcjonuję na wydziale z zaimkami męskimi. Z wykładowcami poszło całkiem gładko. Problem był, szczerze powiedziawszy, tylko z tymi, którzy mnie uczą od początku. Nie dlatego, że mają jakiś problem z moją niebinarnością, tylko trudniej jest im się przestawić. Jest to swego rodzaju walka z przyzwyczajeniami.

Mówiąc krótko, wzbudzasz trochę konfuzji.

Ale tak było zawsze, że ludzie, widząc mnie, próbują rozkminić, jakiej jestem płci. Widzę to nieustannie w sklepach przy kasie, kiedy osoby nie widzą, czy powiedzieć "pan", czy "pani", i się zawieszają, więc żeby ich już nie męczyć, sam mówię co i jak. Takie sytuacje nazywam neutralnymi, bo są też oczywiście takie, które biorą się po prostu z homofobii. Sprawy komplikuje dodatkowo to, że jestem od niedawna na testosteronie, więc obniżył mi się głos. Naprawdę zadziwia mnie nieraz to, że ludzie tak kurczowo trzymają się tych binarnych form, że choćby nie wiadomo co, muszą powiedzieć pan albo pani. Czy to jest naprawdę takie trudne, żeby powiedzieć do kogoś osobo? Przecież to nic nie kosztuje, a tyle ułatwia i jest naprawdę dla nas, osób niebinarnych, ważne.

Szybko doszedłeś do niebinarności?

Trochę mi to zajęło, bo początkowo wydawało mi się, że może jestem osobą trans, jednak nie. Mimo że biorę hormony, co wiele osób uważa za drogę tylko dla osób trans, jestem niebinarny. Testosteron pomaga mi dojść do środka, do bycia pomiędzy, gdzie jest mi najlepiej.

Dostałeś hormony bez problemu?

Początkowo się bałem, że ich nie dostanę, właśnie dlatego, że nie robię pełnej tranzycji w którąś stronę. Na szczęście się udało. Dostałem diagnozę dotyczącą niebinarności i możliwość przyjmowania hormonów, choć wiem, że wiele osób niebinarnych ma z tym problem, bo niektórzy lekarze nie chcą przepisywać im mikrodawek, uważając, że albo idziemy w jedną, albo w drugą stronę, a nie ku środkowi.

Czy to będzie powodowało problemy w zmianach urzędowych?

Niestety tego się obawiam, choćby dlatego, że w Polsce nie można mieć w dokumentach płci innej niż kobieta albo mężczyzna. W tym sensie osobom trans jest łatwiej, bo zmiana zachodzi w binarnym systemie, a co z niebinarnymi? Jedyne, co mogę zrobić, to zmienić sobie w dokumentach imię na neutralne płciowo, czyli takie, którym się posługuję. Atlas jest imieniem nadawanym i chłopcom, i dziewczynom.

Wzięcie udziału w Kolorowych snach było kolejnym krokiem emancypacyjnym?

Tak, pracowaliśmy nad spektaklem dokładnie wtedy, kiedy zacząłem celebrować własną queerowość, odkrywać siebie, posługiwać się nowym imieniem. Wtedy też wyprowadziłem się z domu, zacząłem być samodzielny. Było to więc bez wątpienia otwarcie nowego rozdziału w moim życiu, w dodatku w mieście, które staje się coraz bardziej kolorowe. I to nie we śnie, ale na jawie.