Chciałbym się zapisać do Oriona. Jak to zrobić?
Najlepiej napisać do nas przez kanały społecznościowe i poczekać na odpowiedź, której udzielę w wolnej chwili. Będzie to najpewniej odpowiedź zapraszająca na pierwszy trening, oczywiście z informacją, że Orion to klub zrzeszający osoby LGBT+.
Jak sprawdzisz, czy jestem osobą queerową?
Jestem ufny i wierzę w uczciwość ludzi, więc jeśli ktoś mówi, że jest LGBT+, uznaję, że tak jest. Dodam, że zdarzyła nam się kilkakrotnie sytuacja, w której osoba chcąca się do nas zapisać, nie wiedziała, że jesteśmy klubem tęczowym, i rezygnowała. Nie wiem, jak to możliwe, bo przecież na naszej stronie jest wyraźnie napisane, że jesteśmy LGBT+, ale jak wiadomo, ludzie nie czytają albo czytają bez zrozumienia.
Załóżmy, że mi odpisałeś, zostałem przyjęty i przychodzę na pierwszy trening. Z kim będę grał? Czy dam radę jako początkujący siatkarz?
Nie martw się, dasz, bo Orion jest klubem sportowym, w którym bardzo ważnym elementem jest integracja, nawet jeśli się obawiasz, że inni są lepsi. Zapewniam, że pomogę ci znaleźć odpowiednią grupę, a mamy obecnie poziomy dla początkujących, średnio zaawansowanych i bardzo zaawansowanych. Mówisz, że interesuje cię siatkówka, ale mamy też sekcje badmintona, squasha, tenisa ziemnego oraz lokalne wycieczki rowerowe i górskie. Wybór jest, jak widzisz, całkiem spory.
Ale ja dawno nie ćwiczyłem i do tego mam nadwagę.
Nie ma znaczenia to, że masz nadwagę. Sport jest dla wszystkich, przynajmniej u nas.
Gdzie odbywają się treningi?
Zależy od dyscypliny. W siatkówkę gramy w szkole na Grunwaldzie, gdzie wynajmujemy halę sportową. Kiedy poszliśmy pierwszy raz na spotkanie z panią dyrektor Dagmarą Bajerlein, od razu oczywiście powiedzieliśmy, bo nie chcieliśmy potem żadnych nieporozumień, że jesteśmy klubem tęczowym, na co pani dyrektor odpowiedziała: No i co z tego? To była chyba najlepsza z możliwych reakcji.
Dlaczego poszliście akurat do tej szkoły?
Ze względu na dużą salę gimnastyczną, gdzie mamy trzy sektory siatkarskie. Wcześniej graliśmy w innych szkołach, ale zrobiło się nam w nich za ciasno. Akurat tę szkołę podpowiedział nam Bartek Ignaszewski, miejski radny Nowoczesnej. W squasha natomiast trenowaliśmy w Galerii Malta, gdzie były super warunki, ale jak wiesz, Maltę rozbierają, więc przenieśliśmy się do Fabryki Formy obok Areny. Tam też trenujemy badmintona, a tenis ziemny na Olimpii. Do tego dochodzą wspomniane wycieczki górskie, organizowane przez naszego wiceprezesa, Dawida Abramowicza, który jest z wykształcenia geografem i zajmuje się edukacją ekologiczną. Z kolei wycieczki rowerowe są zwykle gdzieś niedaleko, najchętniej się wyprawiamy do Wielkopolskiego Parku Narodowego.
Jak często są treningi siatkówki?
Spotykamy się dwa razy w tygodniu na dwugodzinny, wieczorny trening z profesjonalnym trenerem i podziałem na poziomy zaawansowania.
Skąd nazwa? Od mitologicznego herosa, Oriona?
Powiem ci szczerze, że nie wczytywałem się jakoś szczególnie w tę mitologię. Nazwę wymyślił mój Paweł, który stwierdził, że mamy w zespole tyle gwiazd, że to właściwie gwiazdozbiór, Orion!
Orion jest wyłącznie chłopacki?
Bardzo bym chciał, żeby Orion był LGBT+, ale póki co dominują w nim cismężczyźni, którzy są gejami. Chcę jednak wyraźnie powiedzieć, powtarzam to zresztą nieustannie, że absolutnie się nie zamykamy tylko na cisgejów. Kiedy piszą do nas dziewczyny, zawsze serdecznie zapraszam. Dwie ostatnio dołączyły do naszej sekcji badmintona, więc może będzie ich więcej. Dołączyła do nas również pierwsza osoba trans, więc idziemy powoli w stronę różnorodniejszej reprezentacji LGBT+.
Obecność osób trans, szczególnie transkobiet, budzi w sporcie wielkie emocje, bo - jak argumentują przeciwnicy tej obecności - jest to dyskryminowanie biologicznych kobiet, które są po prostu od transkobiet słabsze. Co o tym myślisz?
Różnice między biologicznymi kobietami i mężczyznami, mówię to jako biolog, są niezaprzeczalne. Z racji budowy szkieletu, masy mięśniowej czy przeciętnej wielkości mężczyźni są po prostu silniejsi, a proces tranzycji nie zmienia na przykład wielkości stopy czy dłoni. Wszystko to przekłada się na rezultaty w sporcie, szczególnie w sportach indywidualnych. Takie są oczywiste fakty. Z drugiej strony, przeciętny Azjata jest niższy niż przeciętny Europejczyk, a jednak Azjaci sobie świetnie radzą w siatkówce z Europejczykami dzięki swojej szybkości i zwinności. I to jest właśnie to bliższe nam podejście w tęczowym sporcie, co pozwala się mu coraz bardziej otwierać. Podczas międzynarodowych zawodów GayGames czy EuroGames zgłaszające się osoby zapisują się do kategorii, do których chcą, i nikomu to nie przeszkadza.
Ile osób trenuje w Orionie?
W tej chwili regularnie trenuje około stu.
Skąd pieniądze na treningi?
Ze składek. Przykładowo za jeden trening siatkówki każdy płaci piętnaście złotych. W ten sposób pokrywamy koszt wynajmu hali.
A Urząd Miasta wspiera Oriona?
Jak najbardziej, wspiera nas wiceprezydent Jędrzej Solarski, któremu podlega sport w mieście. Mamy też wsparcie wspomnianego już Bartka Ignaszewskiego i miejskiego Wydziału Sportu, z którym nam się znakomicie współpracuje. Cieszy nas, że miasto zauważyło w Orionie potencjał. Pierwsze dofinansowanie dostaliśmy w ramach Poznańskiego Tygodnia Tolerancji, a potem miasto wsparło zawody Tęczowego Pucharu Polski. Dostaliśmy też dotację na integrowanie naszej lokalnej siatkówki, dzięki czemu zorganizowaliśmy w marcu Poznańskie Spotkania Siatkarskie.
Rozumiem, że dla wszystkich?
Oczywiście, również dla heteryków, bo staramy się być w Poznaniu inkluzywni.
Miało to dla kogoś znaczenie, że Poznańskie Spotkania Siatkarskie organizuje Orion?
Nie, bo jesteśmy już częścią lokalnego świata sportowego i nie od dziś bierzemy udział w różnych zawodach. Oczywiście w koszulkach z tęczowym koziołkiem i naszą tęczową flagą. Początkowo, widząc nas, niektórzy się podejrzanie uśmiechali, że gejowska drużyna, ale przestali, kiedy zaczęliśmy wygrywać. Nigdy, naprawdę nigdy nie spotkaliśmy się w siatkarskim świecie w Poznaniu z jakąkolwiek otwartą homofobią.
W tegorocznym turnieju o Tęczowy Puchar Polski wzięły udział dwadzieścia dwie drużyny z Warszawy, Krakowa, Katowic, Wrocławia i Gdańska. Co zawodnicy z tych miast mówią o Poznaniu?
To, że Poznań jest super i że zazdroszczą. Mam wrażenie, że nam w Poznaniu wydaje się, że wszędzie jest tak jak u nas, więc wiele spraw uważamy za oczywiste. Tymczasem w innych miejscach Polski one oczywiste nie są, na przykład to, że miasto dofinansowuje tęczowe rozgrywki. Tego nie ma ani w Warszawie, ani w Krakowie, ani we Wrocławiu, ani w Katowicach, ani w Gdańsku. Nie mam wątpliwości, że Poznań jest bardzo otwartym i po prostu przyjemnym do życia miastem. Nawet nasi koledzy z niemieckiej ligi byli pod wrażeniem Poznania, kiedy przyjechali do nas na jeden z meczów.
Masz jakieś sportowe marzenie związane z Poznaniem?
Marzę, żeby w naszym mieście powstał TOSiR, Tęczowy Ośrodek Sportu i Rekreacji. A mówiąc już poważnie, marzę o tym, o czym marzą pewnie wszystkie osoby uprawiające w Poznaniu sport - żeby intensywniej rozbudowywano infrastrukturę sportową.
Orion ma sporo osiągnięć, jak na swój wiek.
Zaczęliśmy działać w pandemii, w 2020 roku, z inicjatywy Dawida Abramowicza i Szymona Szczepaniaka. Mnie z moim Pawłem zależało na sformalizowaniu naszej grupy, co doprowadziło do zarejestrowania stowarzyszenia w lipcu 2021 roku. Dodam, że kwestia rejestracji nie była wcale taka prosta, bo spora grupa chłopaków zdała sobie sprawę, że oznacza to dla nich coming out. W końcu się jednak udało, a osoba, która stawiała największy opór, nie tylko nadal jest w Orionie, ale też wyszła z szafy, co pokazuje, że Orion pomaga w utrzymaniu dobrej kondycji i w emancypacji. Daje siłę nam wszystkim.
I jest wbrew stereotypowi zahukanego geja.
To prawda, Orion miał przełamywać ten stereotyp, ale też pozwolić nam uprawiać sport bez toksycznego heteromaczyzmu, który wiele osób LGBT+ od sportu odstręczał.
Media sportowe piszą o Orionie?
Coraz częściej, choć na razie w kategoriach ciekawostki. W zeszłym roku był o nas materiał w Faktach TVN, a w tym roku Tęczowy Puchar Polski relacjonowała poznańska TVP3, co jest jakąś miarą zmiany. Zmienia się także sam sport, coraz bardziej otwarty na nasz tęczowy świat, co widać po kolejnych coming outach profesjonalnych sportowców. Nie jest ich może na razie wiele, ale się zaczęły, żeby przywołać przykład kajakarki Katarzyny Zillmann czy siatkarki Katarzyny Skorupy.
Sponsorów macie?
Na razie zwracamy się do mniejszych firm, które wspierają tęczowe inicjatywy, i tym sposobem, mam nadzieję, dojdziemy do jednego większego sponsora.
Dlaczego nie ma w Orionie sekcji młodzieżowej?
Bo to wymaga wielu formalności i innego poziomu odpowiedzialności, czym na razie nie chcemy się zajmować. Nie wiem, może to się kiedyś zmieni. Póki co zdecydowana większość jest między dwudziestym piątym a czterdziestym rokiem życia.
To ja się już nie załapuję.
Nie przejmuj się, ja też.
A skąd pan prezes pochodzi?
Z Karska pod Gorzowem Wielkopolskim, gdzie się w 1981 roku urodziłem i wychowałem. To był typowy komunistyczny pegeer, więc dorastałem wśród zwierząt i blisko natury. Tato był w tym pegeerze tokarzem, a mama pracowała na poczcie. Karsko jest ładnie położone, wokół jeziora i lasy, dlatego dzieciństwo wspominam jako sielskie.
Kiedy wraz ze zmianą ustrojową pegeery upadły, nadal było sielsko?
Będąc dzieckiem, tego nie odczułem, bo mama zaczęła prowadzić kiosk, a tato, znakomity fachowiec, znalazł pracę w prywatnej firmie. Rodzice ciężko pracowali, by mi i rodzeństwu - mam brata i siostrę - niczego nie brakowało, choć oczywiście w domu się nie przelewało. Dzisiaj mama jest radną gminną i prezeską Koła Gospodyń Wiejskich, a ja prezesem Oriona, więc można powiedzieć, że poszedłem w jej ślady, oboje prezesujemy.
Pegeer pod Gorzowem nie wygląda mi na queerową miejscówkę.
I teraz się zdziwisz, bo mieliśmy w Karsku pod koniec lat osiemdziesiątych transmężczyznę, brata mojego przyjaciela z podstawówki. Wszyscy o nim wiedzieli i co tu dużo mówić, był wytykany palcami. Jego mama była szanowaną pielęgniarką, co pewnie go uchroniło przed drastyczniejszą przemocą, choć na pewno i tak to wszystko było dla niego piekłem. Z kolei córka naszej sąsiadki była lesbijką i miała dziewczynę, z którą przyjeżdżała na wieś, wszyscy o niej wiedzieli. Lesbijką była też jedna z dwóch moich najbliższych przyjaciółek, więc jak widzisz, bardzo tęczowy był ten nasz pegeer. Zresztą myślę, że wszystko to miało na mnie duży wpływ, w tym sensie, że LGBT+ nie było mi obce, że to nie był tylko Steven z Dynastii.
A ty kiedy pomyślałeś, że możesz być jak Steven?
Tak na dobrą sprawę w liceum w Gorzowie, do którego dojeżdżałem codziennie z Karska autobusem. Zakochałem się oczywiście w moim najbliższym przyjacielu, więc standard. Standardem było też - na pewno to dobrze pamiętasz, bo jesteśmy z tego samego rocznika - czerpanie wiedzy o seksualności z magazynu "Bravo". Miałem przez chwilę dziewczynę, miałem okres zaangażowania w życie kościelne - sporo typowych historii poszukującego geja lat dziewięćdziesiątych. A mówić, że jestem gejem, zacząłem tak na dobrą sprawę na studiach już w Poznaniu. Pamiętam jak dziś: mieszkałem w Jowicie i umówiłem się pierwszy raz z chłopakiem przy rondzie Kaponiera. Kiedy do mnie podszedł, objął mnie, wiedziałem już na sto procent, kim jestem.
Dzieliłeś się tą informacją?
Śmieję się, że rodzice dowiedzieli się, że jestem gejem, przez zasiedzenie. Zasiedzenie mojego partnera, Pawła, bo znamy się od czasów studiów i często z nim przyjeżdżałem do Karska. Wiem od siostry, że po którejś wspólnej wizycie tato powiedział: A ten Paweł Pawła to chyba jego dziewczyna. To czasy, kiedy nasze słownictwo LGBT+ było jeszcze bardzo ubogie. Rodzice mnie, nas zaakceptowali, chociaż, co ciekawe, mamie zajęło to więcej czasu niż tacie. Z rodzicami Pawła również mamy fajne relacje, więc nie opowiem ci żadnej smutnej historii.
Zanim wiedziałeś, że jesteś gejem, wiedziałeś, że chcesz być biologiem?
Tak, nauczycielem biologii chciałem być już od podstawówki. Wybrałem więc biologię na UAM, rozważałem też przez chwilę leśnictwo na Uniwersytecie Przyrodniczym i zawsze mnie interesowały języki obce, dlatego studiowałem potem jeszcze filologię angielską. Zaraz po skończeniu biologii - a promotorką mojej pracy licencjackiej była Ewa Zgrabczyńska, znana dyrektorka poznańskiego zoo - poszedłem na studia doktoranckie, ale z nich zrezygnowałem, bo to nie było jednak coś, co mnie interesowało. Od wielu lat uczę indywidualnie biologii, udzielając korepetycji, bo pieniądze i warunki są znacznie lepsze od szkolnych.
Z Pawłem zaczęliście być parą na studiach?
Zaczęliśmy być razem dopiero pod koniec studiów. Paweł walczył o mnie jak lew i zupełnie nie zrażał się tym, że nie chciałem się wiązać, bo zainteresowany raczej byłem korzystaniem z młodości w fajnym mieście. Ale w końcu uległem i jesteśmy razem już prawie dwadzieścia lat. Paweł po skończeniu biologii poszedł na dziennikarstwo i rozwijał swoją karierę w tym kierunku. Był dziennikarzem i wydawcą w poznańskiej TVP, rzecznikiem prasowym Urzędu Miasta, a teraz pracuje w Ministerstwie Klimatu i Środowiska.
Jaki jest sekret długiego gejowskiego związku?
Myślę, że długim związkom pomaga mieszanka miłości, przyjaźni, partnerstwa, zrozumienia i jakiejś wspólnej pasji, bo nie muszę chyba dodawać, że Paweł też jest orionem. Dzisiaj, szczerze powiedziawszy, nie wyobrażam sobie życia bez niego. Wcale nie dlatego, że nic podobno tak nie łączy jak wspólny kredyt hipoteczny.