Zawsze lubiłeś być w cieniu?
Mama mnie nauczyła, żeby się nie wychylać, że cień jeszcze nikomu nie zaszkodził. Myślę, że to się brało po części z jej małomiasteczkowych kompleksów. Pamiętam, jak mi mówiła, że do partii nigdy nie należała, ale do "Solidarności" też się nie zapisała, bo tak było bezpieczniej. I może miała rację - przez całe życie pełniła jakieś funkcje kierownicze. Ja parokrotnie próbowałem liderowania, ale raczej nieśmiało. Szybko się zorientowałem, że wolę zajmować się sprawami z tylnego siedzenia.
Tisze jediesz, dalsze budiesz - mówi znane rosyjskie porzekadło.
To prawda, jednak myślę, że w moim przypadku to się bierze z większego przywiązania do kwestii merytorycznych, myślenia eksperckiego, pierwszeństwa wiedzy przed emocjami. A takiemu podejściu do spraw lepiej służy drugi szereg.
Jesteś osobą raczej koncyliacyjną, nastawioną bardziej na rozwiązanie problemu niż dramę?
To jest coś, co wiążę z wiekiem. Im człowiek starszy, tym mniej niedojrzale emocjonalny, co oczywiście nie znaczy, że nie potrafię tupnąć. W Grupie Stonewall, którą współtworzyłem i w której zarządzie jestem od początku, liderem miał być i jest Arek Kluk, bo to przede wszystkim jego dziecko, jego zaangażowanie, jego nieprzespane noce. Od początku go w tym wspieram, ale nigdy nawet do głowy mi nie przyszło, żeby być szefem naszego stowarzyszenia. Taka jest moja rola i taka natura.
całość wywiadu w książce "Inny Poznań"